POMECZOWE

Legia 0:1 Piast – Warszawa znów zdobyta!

Legia 0:1 Piast – Warszawa znów zdobyta!

Od momentu awansu Piasta do Ekstraklasy mecze w Warszawie przyprawiały kibiców drużyny z Gliwic o przestrach.

Traumatycznym przeżyciem był chociażby mecz rozgrywany w maju 2016 roku, gdy walcząca o mistrzostwo drużyna piastunek została rozbita przez gospodarzy aż cztery do zera. Od tego momentu jednak wszystko wywróciło się do góry nogami. Piast zdobył dwa medale mistrzostw Polski, a Legia popadła w znaczny kryzys. Co więcej od prawie czterech lat Piast w Warszawie nie przegrał. Na szczęście tym razem nie było inaczej. Zespół Piasta mający wciąż szanse na zajęcie 4 miejsca, a więc i awans do europejskich pucharów przyjechał na łazienkowską z jasnym planem. Planem, który zakładał zwycięstwo i pogoń za uciekającą Lechią Gdańsk. Jednocześnie ewentualne zwycięstwo gości rozwiewało jakiekolwiek marzenia Legii o grze w pucharach – motywacja była, więc podwójna. Nie tylko wygrać, ale i strącić na dłużej mistrza Polski w środkową strefę tabeli. Swoje założenia goście zrealizowali z nawiązka, dzięki czemu wciąż maja szansę na osiągnięcie upragnionego celu.

Zdjęcie: Piast Gliwice S.A.

Kontrola, kontrola i jeszcze raz kontrola

Gliwiczanie biorąc siły na zamiary nie rzucili się na rywali od pierwszej minuty, a w średnim pressingu oczekiwali na zespół gospodarzy na wysokości 60 metra od swojej bramki. Ustawienie takie znacznie utrudniło warszawiakom rozgrywanie piłki i kreowanie  sobie dogodnych okazji. Piast nie zostawiał Legii za dużo przestrzeni w środkowej strefie boiska, a na skrzydłach bardzo dobrze w defensywie radzili sobie Konczkowski z Holubkiem. Podkreślenia wymaga także świetnie dysponowana linia defensywna Piasta. Na łamach naszego portalu niejednokrotnie chwaliliśmy już Kubę Czerwińskiego oraz Ariela Mosóra. Tym razem do tego grona dołączyć musi również Constantin Reiner.

Austriak pomimo szybko zobaczonej żółtej kartki (11 minuta) był skałą nie do przejścia. Co więcej pomimo swoich okazałych warunków fizycznych świetnie radził sobie ze skrzydłowymi rywali. Zwłaszcza zaskakiwać mogła zwinność z jaką powstrzymywał mniejszych i teoretycznie bardziej ruchliwych zawodników gospodarzy. Wysokiego obrońcę powinien zwłaszcza zapamiętać Benjamin Verbić, który niedawno trafił do Warszawy z Dynama Kijów. Słoweniec został całkowicie wyłączony z gry przez duet Konczkowski-Reiner i już w 72 minucie został zdjęty z boiska przez trenera Vukovicia.

Doskonałe spotkanie rozgrywał również środek pola Piasta. Podkreślenia wymaga zwłaszcza bardzo dobra postawa Tomasa Huka. Słowak mający na swoim koncie głównie występy w linii obrony spisywał się w poniedziałkowym spotkaniu w sposób nienaganny. Oczywiście jego zadania zostały ograniczone głównie do destrukcji ataków przeciwnika. Mimo tego kilkukrotnie potrafił napędzić ataki zespołu podaniami w boczne sektory boiska. Tytaniczną pracę w defensywie wykonywali również zawodnicy przedniej formacji. Damian Kądzior z Krisem Vidą  długimi momentami spotkania zabezpieczali boczne strefy wspomagając przy tym wahadłowych w pojedynkach z rywalami. Również Kamil Wilczek wracał się na swoją połowę boiska utrudniając rywalom rozegranie.

Zdjęcie: Piast Gliwice S.A.

Szczęście było z nami!

Gospodarze w ciągu całego spotkania próbowali co prawda kilka razy zagrozić Plachowi, jednak wyłącznie po dośrodkowaniach lub uderzeniach z dystansu. Najbardziej znamiennym jest fakt, iż w całym meczu za sprawą Josue Legia oddała tylko jeden strzał celny. W dodatku uderzenie to trafiło w sam środek bramki i nie sprawiło bramkarzowi gliwiczan żadnego problemu. Oczywiście wspomnieć należy, że goście mieli także i bardziej dogodne sytuacje. Jedną z takich sytuacji było między innymi uderzenie nożycami Pekharta, które trafiło w poprzeczkę. Jednak wynikało to bardziej z ewentualnego gorszego ustawienia pojedynczych piłkarzy Piasta, niż składnych i przemyślanych akcji gospodarzy.

Jednocześnie powyższe ustawienie powodowało, iż Piast swoich szans szukał głównie w kontratakach. Kilkukrotnie piastunki po przejęciach piłki w środkowej strefie wyprowadzali szybkie ataki. Bardzo dobrą sytuację do zdobycia bramki miał między innym Vida, który w jednej z sytuacji postanowił oddać uderzenie z okolic 25 metra. Strzał Węgra poszybował jednak nad bramką gospodarzy. Mimo wszystko wydaje się, że w tej sytuacji skrzydłowy Piasta powinie jednak zagrywać piłkę do wychodzącego na dogodną pozycję Kamila Wilczka. Piastunki próbowały zagrozić gospodarzom również po stałych fragmentach gry, lub strzałami z dystansu. Jednak w większości przypadków albo były one niecelne, albo bramkarz gospodarzy nie miał większych problemów z tymi uderzeniami.

Szczęście do Piasta uśmiechnęło się za to w 43 minucie gdy z niefrasobliwości zawodników gospodarzy skorzystał Damian Kądzior. Gwiazdor gliwiczan wyskoczył za plecy Lindsaya Rose i przeciął skierowane do bramkarza podanie głową. Z otrzymanego prezentu skrzydłowy skorzystał w iście profesorskim stylu, dzięki czemu Piast nie tylko wyszedł na prowadzenie, ale przez całe spotkanie mógł skrzętnie realizować pomysł taktyczny nakreślony przez trenera Fornalika.

Zdjęcie: Piast Gliwice S.A.

Walka trwa

Dzięki poniedziałkowemu zwycięstwu Piast traci do Lechii wciąż tylko 5 punktów i pomimo tego, że do końca sezonu pozostało tylko 5 kolejek wciąż ma szansę na wyprzedzenie zespołu z Gdańska. Do tego potrzebne będą jednak kolejne zwycięstwa. Szansa na najbliższe już w nadchodzącą sobotę. Piast zmierzy się z Jagiellonią Białystok, a my zapraszamy wszystkich sympatyków Piasta do uczestnictwa w tym wydarzeniu.

Udostępnij

O autorze

Zapalony kibic Piasta, którego na pierwsze mecze zabierał ojciec, a który obecnie ciągnie całą rodzinę na stadion. Staram się racjonalnie myśleć i wyciągać logiczne wnioski z poczynionych obserwacji. Lubię statystyki i uważa, że emocje w futbolu przeszkadzają logicznie myśleć.

?>