Piątkowe starcie w Gliwicach miało wyłonić prawdziwego rycerza wiosny. Do boju stanęły bowiem drużyny Piasta i Korony. Kto więc okazał się tą lepszą?
Aleksandar Vuković powrócił do typowej jedenastki. Zabrakło w niej jednak Alexandrosa Katranisa, który przymusowo pauzował za kartki.
Walka w środku
Pierwsza połowa spotkania toczyła się w większości w środku pola. To tam oba zespoły próbowały znaleźć przewagę, co udawało się bardziej gliwiczanom. To właśnie Niebiesko – Czerwoni stworzyli pierwszą groźną sytuację, której na bramkę nie zamienił jednak Ameyaw. Bezbramkowy remis utrzymał się przez całą pierwszą część gry.
Ruszyli z kopyta
Druga połowa rozpoczęła się dla gliwiczan znacznie lepiej. Piastunki podbudowane passą 10 meczów bez porażki, ruszyły po kolejne zwycięstwo. Grzegorz Tomasiewicz dośrodkował w pole karne, Chrapek trącił piłkę, a nieudolnie próbował wybijać Szpakowski. Futbolówka znalazła się pod nogami Arkadiusza Pyrki, który uderzeniem pod poprzeczkę dał prowadzenie Niebiesko – Czerwonym. Chwilę później Jakub Czerwiński zagrał długą piłkę na Ameyawa, ten sprytnie odepchnął rywala, obrócił się i idealnym strzałem podwyższył przewagę Piasta.
Nerwowa końcówka
Znakiem rozpoznawczym ekipy Vukovicia stały się nerwowe końcówki spotkań. Nie inaczej było wczoraj. Stało się tak za sprawą strzelonej bramki przez Godinho w doliczonym czasie gry. Gliwiczanie drżeli do ostatniego gwizdka o wynik, ale ostatecznie po raz 11 z rzędu nie zostali pokonani.