W czwartkowym meczu zaległej 2 kolejki PKO BP Ekstraklasy Piast podejmował na swoim stadionie Raków Częstochowa. Niewątpliwie to wicemistrzowie Polski, byli faworytem tego spotkania. Raków w tegorocznych zmaganiach podtrzymuje dobrą dyspozycję i pomimo gry w eliminacjach do europejskich pucharów na stałe zadomowił się w ścisłej czołówce tabeli. Z kolei Piast po raz kolejny pod wodzą trenera Fornalika przeżywa trudną jesień i na ten moment zaplątany jest w walkę o utrzymanie.
Przed samym spotkaniem gliwiczanie przystępowali do rywalizacji z zespołem z Częstochowy w morowych nastrojach. Piast bowiem znajdował się dopiero na 15 miejscu w tabeli z 11 „oczkami” na swoim koncie. Wynik ten nie przystoi drużynie, która jeszcze niedawno jak równy z równym biła się o miejsca medalowe z największymi firmami w Polsce. Gliwiczanie od początku sezonu przechodzą spory kryzys i jak na razie nie widać było choćby cienia nadziei na odmienienie takiego stanu rzeczy. Fakt ten połączony ze słabym stylem zespołu spowodował jednocześnie, że już i tak mizerna frekwencja na meczach Piasta drastycznie spadła. Nadmienić przy tym należy, że starcie z Rakowem na żywo śledziło niewiele ponad 3000 osób, z czego wynik ten i tak zawyżyła grupa kibiców z Częstochowy.

Promyk nadziei
Zważywszy na kaliber rywala i to jak do tej pory prezentował się Raków Piast zagrał jedno z lepszych spotkań w tegorocznych rozgrywkach. Można wręcz zaryzykować stwierdzeniem, że dla piastunek był to drugi najlepszy mecz po starciu z Mielecką Stalą. Piast w porównaniu ze spotkaniem z Wisłą Płock pokazał zarówno charakter, jak i to, że w tym zespole drzemie jednak potencjał. Gliwiczanie pomimo defensywnego ustawienia prezentowali się całkiem nieźle pod względem piłkarskim. Zwłaszcza swoją grą imponował Patryk Dziczek. Wychowanek Piasta pod nieobecność Damiana Kądziora w tym spotkaniu był prawdziwym liderem zespołu. Dziczek błyszczał zarówno pod względem fizycznym – dominując środek pola, ale przede wszystkim brał na siebie odpowiedzialność za rozgrywanie. W tym sezonie przy gorszej dyspozycji Michała Chrapka brakowało zawodnika, który wziąłby na siebie odpowiedzialność za kreowanie akcji ofensywnych zespołu. Pozostaje mieć nadzieje, że wraz z kolejnymi spotkaniami Dziczek będzie wyłącznie rósł w oczach i zacznie coraz bardziej odciskać swoje piętno na poczynaniach drużyny.
Pomimo porażki pochwały wymaga również występ defensywy zespołu. W przedmeczowych przewidywaniach znaczna większość kibiców pod klubowym postem typowała wynik, który wiązał się dla Piasta z porażką w znacznych rozmiarach. Oczywiście ciężko chwalić defensywę po przegranym meczu. Jednak biorąc pod uwagę okoliczności porażki gliwiczanie na tle silnego rywala zaprezentowali solidny poziom nie dopuszczając przez, niestety tylko prawie, cały mecz dostępu do swojej bramki. Jednocześnie wskazując na konkretne personalia docenić należy zawodnika często krytykowanego przez gliwickich kibiców. Mowa bowiem o Tomaszu Mokwie. Mokwa pod nieobecność pauzującego za kartki Reinera zagrał kolejny dobry mecz w tym sezonie. Boczny obrońca nie pękał w starciach ze skrzydłowymi rywali i praktycznie kompletnie zamknął rywalom dostęp do bramki z tej strefy boiska. Co więcej często podłaczał się w akcje ofensywne, zagrywając przy tym chociażby ekwilibrystycznie piętkami. Należy wręcz wskazać, że Mokwa zasłużył swoimi występami na zaufanie i zważywszy na przeciętne występy Reinera na tej pozycji, to on powinien do końca rundy pozostać etatowym graczem wyjściowego składu.

Stare demony wracają..
Z drugiej strony pomimo tego, że piastunki całkiem nieźle operowały piłkę. Zwłaszcza w porównaniu z meczem z Wisłą Płock. To jednak zdecydowanie szwankowała decyzyjność i kreacja jakichkolwiek zagrożeń pod bramką rywali. Piast nie pozwolił co prawda na dużo Rakowowi, ale także sam nie miał zbyt wielu dogodnych okazji do strzelenia bramki. Nieprzypadkowo Piast jest zespołem z najmniejszą liczbą celnych strzałów na mecz. Jednocześnie piastunkom w tym sezonie niezwykle często zdarzają się mecze, w których brakuje koncentracji. Taka sytuacja miała miejsce w końcówce meczu z Górnikiem i historia ta powtórzyła się również w starciu z Rakowem. Piast swojego czasu słynął z tego, że w samych końcówkach spotkań tracił szanse na zwycięstwo, tudzież remis. Niestety tak było również i tym razem. Tym razem gliwiczan w 100 (!) minucie ukarał Fran Tudor zdobywając bramkę po podwójnym błędzie Alberto Torila.
Występ Hiszpana jest jednocześnie idealnym podsumowaniem jego gry w barwach Piasta. Toril na tyle nieporadnie wybijał piłkę, że w kluczowym momencie w nią nie trafił, a próbując zablokować strzał zmienił jego tor lotu, przez co nie dał szans na udaną interwencję Plachowi. Niewątpliwie to właśnie w ataku gliwiczanie mają największe braki. Zarówno Toril, jak i Wilczek (z wyjątkiem meczu z Mielcem) wyglądają wręcz fatalnie pudłując w dogodnych sytuacjach. Z kolei dopiero po raz pierwszy w tym sezonie swoją szansę w podstawowym składzie otrzymał Rauno Sappinen. Estończyk nie pokazał niczego wielkiego, chociaż kilak jego wyjść do kontrataku było co najmniej obiecujących. Na plus w przypadku napastnika rodem z Estonii zasługuje również praca w defensywie. A właściwie sposób w jaki zespół pod jego kierownictwem atakował wysoko rywali na ich połowie – co chociażby w przypadku Wilczka jest rzadkością. Wskazać należy więc, że o ile Toril jak najszybciej powinien pożegnać się z Gliwicami, o tyle liczymy, że Sappinen dostanie jeszcze swoje szanse w zespole trenera Fornalika.

Nasz pierwszy raz
Jednocześnie po raz pierwszy w historii naszego portalu mieliśmy sposobność udziału w konferencji prasowej naszego trenera, z której umieszczamy cały zapis, którego zabrakło zarówno w materiale wideo, jak i tekstowym prezentowanym przez klub.
Dziennikarz Piast Info: Dzień dobry, po raz drugi zdarzyło się, że Piast przegrał z Rakowem po golu w końcówce. Czy to źle wpłynie na piłkarzy? Wiemy, że po meczu w Częstochowie był Pan (dop. Red. trener Waldemar Fornalik) zły.
Trener Piasta, Waldemar Fornalik: Przede wszystkim, w Częstochowie były inne okoliczności. W dzisiejszym spotkaniu tej bramki nie musieliśmy stracić, dużo w tym jest naszej winy. Wtedy, moim zdaniem, ta wina była bardziej rozłożona.
Dziennikarz: Chciałbym zapytać czy Raków to rywal, który Piastowi najbardziej nie leży?
Waldemar Fornalik: Jeżeli weźmiemy pod uwagę wyniki, to może tak jest, natomiast jeśli wzięlibyśmy pod uwagę przebieg tych spotkań ten bilans nie musiał taki być.
Dziennikarz: Mówił Pan cały czas w czasie przeszłym o tym co się działo. A ja chcę się zapytać o Pana przyszłość w Piaście, czy jest Pan mimo tych ostatnich meczów spokojny o swoją przyszłość?
Waldemar Fornalik: Wie Pan co, ja swoją pracę wykonuję najlepiej jak potrafię i ja wierzę w ten zespół. Widzę, że Pan chciał troszkę błysnąć. Ja mam zamiar pracować w tym zawodzie jeszcze długo.
Dziennikarz: Przez długi okres czasu dobrze radziliście sobie z Rakowem. Czy to przez analizę meczu z Widzewem?
Waldemar Fornalik: Nie tylko z Widzewem, ale także te spotkania w których te drużyny dobrze funkcjonowały, bo nie tylko Widzew dobrze sobie z Rakowem radził. Dzisiaj drużyna stanęła na wysokości zadania, wszystko się zgadzało oprócz straconej bramki.
Dziennikarz Piast Info: Nie był Pan zadowolony z tego jak piłkarze biegali w Płocku. Czy dzisiaj jest Pan mniej więcej usatysfakcjonowany?
Waldemar Fornalik: Wie Pan, mówiąc biegali miałem na myśli – przebiegliśmy bardzo dużo kilometrów w Płocku, bo nie zawsze ilość to znaczy jakość. Więc tutaj mam pretensje, że nie było to takie spójne. Dzisiaj jeszcze nie znam statystyk (dop. red. z meczu z Rakowem) być może są one porównywalne, ale tak jak powiedziałem, chodzi o to żeby mądrze biegać, a to nam się udawało.
