Piast był rewelacją sezonu 18/19 i co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. Nie ma też kto zaprzeczać, że duży w tym udział miał nasz jubilat i jego sztab. To był czas radosny, a Fornalik i jego zespół zamienili dresy, koszulki treningowe na garnitury. Jechali do Warszawy pewni swego i w zasadzie przygotowani na fanfary! Nic w tym dziwnego. Fornalik i jego zawodnicy zgarnęli większość nagród indywidualnych, a nasz jubilat został trenerem roku.

Nie oznacza to jednak tego, że nie myśleli o nadchodzącym sezonie, który z racji Europejskich Pucharów, a przede wszystkim tytułu Mistrza Polski musiał być szczególny.
Czekała ich bowiem batalia przede wszystkim o Ligę Mistrzów czyli ten wielki skarbiec pieniędzy i najbardziej prestiżowe rozgrywki w Europie. Oczywiście ważna wciąż była w planach walka w Ekstraklasie. Co więcej, już na wstępie czekał Fornalika finałowy mecz o Superpuchar Polski z triumfatorem PP czyli Lechią Gdańsk!
Intensywny początek sezonu i ruchy transferowe.
Tak wielka zmiana i natężenie spotkań zmusiła klub i Fornalika do szukania wzmocnień. Dzisiaj już wiemy, że nie były to w większości udane zakupy! Z Tomasem Hukiem, Kristopherem Vidą, Tymoteuszem Klupsiem wiązano wielkie nadzieje, ale przebił się na stałe tylko słowacki obrońca.
Czy w takim wypadku Fornalik mógł powiedzieć, że przed startem tamtego sezonu był zadowolony z pracy włodarzy Piasta w tym zakresie? Nie sądzę, bo przecież przyszło mu walczyć o najważniejsze rozgrywki w Europie! Na taką ewentualność głębia składu musi być duża i każdy piłkarz musi wnieść coś wartościowego do gry. Ci piłkarze rokowali, ale przecież potentatami nawet na warunki Ligi nie można było ich nazwać!
W drodze na salony
Wiadomym było, że z racji słabych notowań polskiej Ekstraklasy w rankingach europejskich, Piast w eliminacjach LM trafi na trudnego rywala. Nikt jednak nie przypuszczał, że wylosowano nam aż tak ciężkiego! Opatrzność przyznała nam Mistrza Białorusi.
Bate Borysów żyje w świetnej komitywie z Piastem, a kibice Piasta skandują nazwę tego klubu w meczach. Nic w tym dziwnego, że spotkanie ogłoszono meczem przyjaźni choć wiadomo było, że żadna strona nie położy się przed drugą! Trener Fornalik przed spotkaniem powiedział:
Chcemy na pewno zagrać dobry mecz. Żeby osiągnąć ten cel, musimy być w optymalnej formie, musimy realizować zadania, które sobie nakreślimy. Znamy wartość zespołu BATE, wiemy, jak grają, widzieliśmy ich na żywo. Plusem dla nich jest to, że są w trakcie sezonu, my do rozgrywek dopiero się przygotowujemy. Zapowiada się jednak ciekawy dwumecz. (https://tvn24.pl)
Zaczęliśmy spotkanie z animuszem, ale fatalnie najpierw spudłował Kuba, a potem trafił w bramkarza Jorge. Gospodarze wydawali się oszołomieni takim obrotem spraw i wkrótce po kolejnej akcji Valencii z lewej strony groźnie strzelał Felix, ale bramkarz sparował tym razem piłkę do przodu, gdzie czekał już Piotrek Parzyszek. Od 36 minuty prowadziliśmy więc 1:0 i taki wynik utrzymał się do przerwy mimo dwóch naprawdę groźnych sytuacji gospodarzy.
Zmiany, zmiany, zmiany
Po przerwie pierwszy postanowił coś zmienić trener Bate. w 56 minucie bezproduktywnego Dubaicia zmienił Maksym Skawysz. Fornalik dopiero zareagował w 61 minucie i schodzącego z żółtą kartką Patryka zastąpił drugi Patryk tym razem Sokołowski! To było wzmocnienie szyków obronnych, ale niestety wkrótce po tym Bate strzeliło gola. Urwał się prawą stroną Stasiewicz i dograł do niepilnowanego Draguna, który pokonał Placha. Mimo takiego obrotu spraw i zmian ze strony polskiej Gerard za Joela i Dani za Piotra nie udało nam się już strzelić zwycięskiego gola mimo gry w przewadze. Remis w tym wypadku nie satysfakcjonował obu stron.
Wielkie nadzieje
Nie da się ukryć, że wynik z Borysowa nikogo nie zadowalał, choć co zrozumiałe w lepszym świetle stawiał teraz nasz zespół. Wystarczyło przecież strzelić gola, nie stracić żadnego i już można było cieszyć się z awansu do kolejnej rundy. Taki cel pewnie przyświecał Piastunkom przed rozpoczęciem spotkania przy Okrzei. Szkoleniowiec Gliwiczan mówił:
Myślę, że zagraliśmy dobre spotkanie, w wielu jego fazach prowadziliśmy grę, kontrolowaliśmy ją. Mamy za sobą pierwszą połowę rywalizacji, bo to jest dwumecz” Dodał potem „Wynik jest korzystny, ale mógł być lepszy. Stworzyliśmy kilka sytuacji bramkowych, których jednak nie wykorzystaliśmy. Zostawiliśmy po sobie dobre wrażenie i po raz kolejny mogę być zadowolony z gry naszej drużyny
Trzeba przyznać, że bardzo powiało optymizmem po tej mowie i co tu ukrywać, wszyscy byli pełni nadziei na jej szczęśliwy finał. Co ciekawe, nie było już też negatywnych komentarzy środowiska warszawskiego! Te z uznaniem przyjęło remis w Białorusi.
Mimo szumnych zapowiedzi, nie weszliśmy dobrze w to spotkanie. Raz po raz atakował nas zespół gości i gdyby nie źle nastawione celowniki Bate, nie wiadomo ile moglibyśmy przegrywać w tym meczu. W końcu przyszła pora na naszą konkretną odpowiedź i zakończyła się ona od razu golem kapitana! Rzut wolny wykonywał Hateley, który niezwykle agresywną wrzutkę posłał w pole karne. Obrońcy tak niefortunnie ją wybili, że ta trafiła do Martina Konczkowskiego o dziwo na lewej stronie i ten zagrał szybko do Valencii. Joel prawie natychmiast dośrodkował piłkę na pole karne, Czerwiński wygrał pojedynek w powietrzu i w 21 minucie spotkania głową wbił piłkę do siatki przy prawym słupku. Okrzei oszalało ze szczęścia!
Od tego momentu Piast nabrał wiatr w żagle i pewnie wielu zastanawiało się nad tym, kiedy padnie kolejny gol dla gospodarzy? Można tylko wspomnieć że w tym okresie Hateley wykonał chyba 4 rzuty rożne i dwa rzuty wolne.
Pięć minut smutku
Pewnie ta idylla trwała by nadal, ale w 82 minucie w zupełnie przypadkowej akcji, Plach rękawicami dotknął Białorusina. Połowa piłkarzy pewnie nawet nie poczułaby takiego dotyku, ale ten jak rażony piorunem padł na ziemię. Pewnie z 8 na 10 arbitrów powiedziałoby próba wymuszenia, ale niestety Pan Munukka dał się na to nabrać jak dziecko. Rzut karny wykonał skutecznie Moukam i w takim wypadku o awansie miała zadecydować dogrywka. Sztab w końcu postanowił coś zmienić i za Martina Konczkowskiego wszedł Gerard Badia. Niestety nie odmienił od losu spotkania. Co gorsze Volkov strzelił kolejnego gola i na tego nie udało się już Piastunkom odpowiedzieć. To było felerne 5 minut nieszczęścia. Fornalik próbował ponownie coś jeszcze zmienić! Wprowadził Daniego Aquino za Jorge Felixa, ale sprawa awansu była już de facto przesądzona.
Odpadliśmy z Ligi Mistrzów, ale z pewnością zespół i jego sztab pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie i tego występu w żadnym wypadku nie należało się wstydzić!