Był taki meczFelietonyInne

To już siedemdziesiąt osiem lat!

To już siedemdziesiąt osiem lat!

W naszych podróżach wehikułem wracaliśmy już do ważnych momentów w historii klubu. Obserwowaliśmy ciekawe mecze, a ja relacjonowałem wam moje osobiste wrażenia i dziennikarskie doznania! Byliśmy obecni podczas prezentacji na gliwickim rynku. Wrócimy jeszcze do tych spotkań macie na to moje słowo. Jednak dziś chciałbym was zabrać na prawdziwą objazdówkę po przeszłości naszego kochanego klubu. Okazja jest na to zacna, bo przecież obchodziliśmy już w tym roku siedemdziesiątą ósmą rocznicę urodzin Piasta. Tak więc drogi dostojny jubilacie, Wszystkiego Najlepszego i ciesz nas jeszcze długie lata. Po tym toaście wsiadamy, zapinamy pasy i ruszamy!

Impreza na Studziennej!

Na samym początku zatrzymujemy się tuż po II wojnie światowej, a na liczniku widnieje tajemnicza data 18 czerwca 1945 roku. Gliwice nie przypominają nam miasta, jakie sami znamy. Brukowanymi ulicami ciągną pochody uwolnionych więźniów, uchodźców ze wschodu i ciężarówki z wojskiem wracające z Berlina. Chłopcy z biało czerwonymi opaskami z literami M.O. bez przerwy nas popędzają, żeby wycieczka nie tarasowała ulicy. To najzupełniej zrozumiałe. Po chwili mija nas gazik z oficerami i kolejna ciężarówka. Z drugiej strony dla odmiany setki ludzi z walizkami ciągną ze wschodu. My koncentrujemy się oczywiście na tych drugich, bo wśród nich spotykamy pewnych tajemniczych mężczyzn. Owi dziwni panowie najpierw tłumaczą coś kolejnym przyjezdnym, a następnie udają się do klubu Perełka na ulicy Studziennej! Idziemy za nimi! Nie wiemy jak mają na nazwiska owi goście, ale wnioskujemy z rozmowy, że owych pięciu to Edward, Marian, Stanisław, Jan i Mieczysław. Co ciekawe my ich nie znamy, ale wszyscy inni zdają się znać ich doskonale. Zamawiamy piwa i pytamy okolicznych gości kim oni są. Ci na to jak to, to panowie nie wiedzą. Przecież to są piłkarze lwowskich klubów, reprezentanci Polski sprzed wojny! Ledwo dowiedzieliśmy się  o tym kim oni są, a nagle wywołani wstali i wznieśli toast.

Klub Perełka!

Lwowskie korzenie Piasta.

I tak się złożyło, że idąc na piwo poznaliśmy ojców założycieli naszego klubu. Jak wiadomo Lwów miał na mocy układów zostać włączony do ukraińskiej Socjalistycznej Republiki radzieckiej, dlatego oni postanowili przenieść się na ziemie, które miały zostać włączone do Polski. Osiedlili się w Gliwicach. Mówią nam, Panowie, a co mieliśmy zrobić? Nie jesteśmy radzieckimi piłkarzami , a za granie w Pogoni Lwów mogły nam grozić reperkusje ze strony władz moskiewskich. Poza tym musieliśmy się spieszyć. Według przepisu polskiego Związku, nowe kluby z ziem na Śląsku musiały być zarejestrowane jak najszybciej, aby kluby mogły być dołączone do przyszłych rozgrywek. Sami więc Panowie widzicie, że musieliśmy podjąć decyzje jak najszybciej. W takim razie pytam. No dobrze, ale czy macie też innych kandydatów do gry? Przecież w piłkę gra się minimum w jedenastu? Na to odparł jeden z nich. Oczywiście, że mamy. Jeszcze jakiś czas temu dołączyli do nas koledzy ze Śląska. Co prawda mamy pewne problemy z porozumiewaniem się, ale chłopaki uczą się pilnie polskich zwrotów takich jak bramka, czy rzut rożny. Jak dotąd używali tylko niemieckich!

Błękit i Czerwień

Kontynuujemy naszą pogawędkę  z legendami i po chwili pytam. No dobrze, to mniej więcej macie Panowie plan, jaki będzie skład, no ale wciąż nie wiemy jakie będą barwy klubu. Na to oni głośno chórem „my już wybraliśmy! Uznaliśmy, że skoro to ma być klub miasta, to barwy powinny być identyczne jak herb a więc niebiesko-czerwone.  Zrobiliśmy sobie nawet już zdjęcie, popatrzcie. Zdzisław wyciąga jedno z teczki i pokazuje nam z dumą.

Piast, ale jakby nie Piast.

Żegnamy bohaterów, ojców chrzestnych naszego klubu i ruszamy ponownie przez czas w dalszą drogę! Chcemy bowiem przekonać się, jak radził sobie klub zaledwie kilka lat później. Lądujemy w roku 1952 w Warszawie w siedzibie Związku i szukamy śladów obecności w różnych rozgrywkach. Patrzymy na tabele, analizujemy składy ligi, ale naszego Piasta znaleźć nie umiemy! Co prawda jest jakiś klub z Gliwic, ale nie jesteśmy przekonani, czy to nasz ukochany! Pytamy więc „okolicznych tubylców” czyli pracowników PZPN, dlaczego nie ma w rozgrywkach klubu, który powstał przecież zaledwie 3 lata wcześniej?! Patrzą zdziwieni, wzruszają rękoma, ale odpowiedzi nam udzielić nie potrafią! W końcu lekko zdegustowani idziemy do biura pana Prezesa Bordziłowskiego, który wita nas chętnie. Pytamy się więc Pana generała, dlaczego nie potrafimy znaleźć Piasta Gliwice, a on z lekkim uśmiechem nam mówi. Najprawdopodobniej nazwa Piast została zmieniona, bo za bardzo przypominała te stosowane na imperialistycznym zachodzie. Więc jeśli tak się stało, to znajdziemy klub zapewne pod inną nazwą! No więc dziękujemy za poradę i dawaj szukamy. Wkrótce odnajdujemy Stal Gliwice, która  w wyniku słynnej reorganizacji rozgrywek właśnie awansowała z wojewódzkiej katowickiej IV na wyższy szczebel. Logo też już bardziej przypomina to nasze.

                           

Stal zmienia nazwę na Piast i awans do II ligi.

Wsiedliśmy więc do wehikułu aby przekonać się, kiedy klub zmienił nazwę! Ustawiliśmy komputer pokładowy, aby wykazał nam wszystkie historyczne wytyczne! Odpaliliśmy silnik, a maszyna rzuciła nas dość wcześnie, bo już do 1956 roku! Podróżujemy sobie znów po siedzibie PZPN, patrzymy na różne tabele i faktycznie  znajdujemy Piasta w grupie katowickiej!  Tym razem mamy dobre i złe wieści, bo okazuje się, że Piast wygrał mecz derbowy barażowy z Concordią i awansował  do Finału kwalifikacji do II Ligi. Niestety jednak w dodatkowej grupie zajął ostatnie 3 miejsce i nie udało mu się przejść do szczebla centralnego. Szkoda, bo to mógł być kolejny znaczny sukces. Wracamy więc do komputera i wydajemy mu komendę wyszukania zmiennych historycznych dotyczących kolejnych awansów Piasta! Ten rzuca nas do 1957, gdy po niezwykle udanych barażach klub pojawił się wreszcie na szczeblu centralnym rozgrywek.

Beniaminek, który nie może awansować wyżej.

Zwykle bywa w sporcie, że beniaminkowie jeśli nawet nie spadną w następnym sezonie, bardzo często spadają w następnych. Pełni obaw wertujemy więc komputer i patrzymy na kolejne sezony. Tabele II ligi z kolejnych sezonów migają nam przed oczyma, ale ku naszej radości widnieje w nich Piast. Dane są obiecujące. W roku 1957 zajmuje miejsce aż trzecie, mając tylko 5 punktów straty do miejsca dającego awans. Patrzymy z uznaniem, bo niecodziennie beniaminkowie mają aż taki rewelacyjny sezon. Wertujemy dalej i patrzymy. W 1958 roku było to 7 miejsce, a już rok później 4. Jak więc widać, klub był raczej żelaznym w II Lidzie, ale do awansu wciąż czegoś brakowało. Patrzymy więc na kolejny sezon i znowu zajmujemy miejsce 3 z 4 punktami zaledwie straty do dwóch miejsc oznaczających awans! W 1962 wywalczył aż drugie miejsce, ale znowu z jedynie 4 punktami straty do miejsca promocyjnego.  Wprost nieprawdopodobne, jak dużego pecha mieliśmy w tym okresie. W końcu w kolejnym sezonie zajęliśmy 9 miejsce i dlatego jak miewamy, postanowiono coś zmienić, aby wreszcie trafić do ówczesnej I ligi. Wracamy do naszego wehikułu.

                                    

Wielka Fuzja 1964!

Ustawiliśmy więc ponownie komputer na wytyczne historyczne, aby wyszukać spektakularne wydarzenia. Ten pokazał nam 15 marca 1964 ! Odpalamy więc silnik i lądujemy w Gliwicach! Miasto zmieniło się zupełnie, a po ulicach suną syrenki. Idziemy do siedziby Piasta aby przekonać się, jakie to wielkie wydarzenie miało a raczej ma miejsce i trafiamy na konferencję kilku osób. Widać faktycznie musi dojść do czegoś niesamowitego, bo wszyscy delegaci  i zgromadzeni goście wydają się być bardzo poruszeni i bardzo pozytywnie nakręceni.

Pytamy jednego z nich, dlaczego wszyscy są tak poruszeni! Jak to, to Pan nie wie, wszystkie lokalne gazety o tym trąbią. Nie powiemy przecież gościowi, że przybyliśmy z przyszłości, dlatego postanowiliśmy uciec się do iście zagłobowskiego fortelu i odpowiadamy mu tak. Wie Pan, byliśmy na delegacji w ZSRR i niestety nie jesteśmy na bieżąco z informacjami! Widać gość kupił tą ściemę, bo odpowiedział tak. Rozumiem w takim razie chcę Panom powiedzieć, że spotkały się najlepsze kluby w mieście i obradują nad przyszłością. Mamy tu prezesa drugoligowego Hutnika GKS Gliwice Pana Petryckiego, a także Prezesów KS Metal i Szkolnego Klubu Sportowego. Mogę panom w tajemnicy powiedzieć, że może dojść do połączenia ich wszystkich. Warto przy tym być, bo to jest chyba na skalę polskiego futbolu wydarzenie dość osobliwe! Nie możemy oczywiście zrezygnować z tego zaproszenia i siedliśmy z tyłu obok kilku dziennikarzy!

Rozpoczęły się obrady.

Kilku zaproszonych gości raz po raz wymieniało się opiniami i debatowało nad stanem gliwickiego sportu. Bez wątpienia wszyscy byli zgodni z tym, że Gliwice powinny być bardzo poważnym miastem sportowej Polski i najlepiej byłoby doprowadzić do tego, aby takim zaszczytem mogły się cieszyć. Dlatego więcej było zgodnych poglądów w tej kwestii niż opozycyjnych do różnych pomysłów. Nie oznacza jednak tego, że takich nie było. Prezes Metalu np zapytał się o przywileje i stanowiska dla siebie i jego kolegi z SKS Gliwice. Zwrócił uwagę tez na to, że zarząd tak dużego projektu powinien mieć Prezesa wybranego demokratycznym głosem i w zarządzie powinni zasiadać ludzie związani ze wszystkimi podmiotami fuzji. Z kolei inni wysuwali wnioski o powołanie specjalnej komisji monitorującej prace zarządu. Część delegatów była zgodna z tym, że powinna powstać zmodernizowana sekcja piłki nożnej przed którą postawiono zadanie awansu do I ligi. Ostatecznie uchwalono, że nowy twór przywdzieje barwy GKS-u Gliwice jako najprężniej funkcjonującego i nada mu się pierwotną nazwę Piast z nowym logo.  W zarządzie będzie pracować 28 osób i postanowiono też powołać czterosobową komisję rewizyjną!

No cóż, obrady się skończyły, a my życząc sukcesów nowemu prezesowi zarządu Panu Messnerowi udaliśmy się do wehikułu. Pokażemy wam tylko nowy wzór logo, jaki będzie miał nowy twór.

Piastowska rzeczywistość lat 60 tych.

Więcej nie zabawiliśmy na tej imprezie, tylko udaliśmy się do wehikułu. Tradycyjnie ustawiliśmy komputer na ważne okresy i wydarzenia w historii Piasta, a algorytm zaczął przeliczać! Niestety nie mam dobrych wieści, bowiem już w sezonie następnym po połączeniu Piast spadł do trzeciej ligi, a następnie okręgowej! Jestem w stanie wyobrazić sobie zatem, jak musieli czuć się sygnatariusze układu z 15 marca! Tymczasem komputer przeliczał dalej. W sezonie następnym omal nie awansowaliśmy do barażu o III ligę międzyokręgową, bo brakło nam zaledwie jednego zwycięstwa więcej. Rok później w sezonie 1965/1966  awansowaliśmy do trzeciej ligi mając tyle samo punktów co drugie Wyzwolenie Chorzów jak by tego było mało, oddano jeszcze do użytku stadion XX lecia.  Tymczasem komputer nie przestaje przeliczać i podaje nam co chwilę nowe dane. W sezonie 67/68 nie udało nam się awansować do II ligi, ale zaledwie rok później już byliśmy pełnoprawnym członkiem rozgrywek centralnych. Tak więc jak się przekonaliśmy, nową dekadę przyszło nam zacząć w II lidze.

Sinusoida Piasta, czyli piękne lata 70.

Zanim jednak przeniesiemy się do następnego wielkiego wydarzenia, poleciliśmy komputerowi jeszcze raz przeliczyć algorytmy i wydarzenia. No cóż trzeba jasno powiedzieć, ze na początku bardzo się przestraszyliśmy.

W sezonie 1971/72 omal nie spadliśmy ba, mając tylko punkt przewagi nad pierwszym miejscem spadkowym. Przeczuwaliśmy najgorsze jeśli chodzi o sezon następny, ale w nim okazało się, że mieliśmy tylko 4 pkt straty do pierwszego miejsca oznaczającego baraże do I ligi! Co ciekawe, kolejny sezon przyniósł nam reorganizację rozgrywek i kluby zagrały w dwóch grupach. Piasta przydzielono do I grupy tzw południowej, w której zajął 7 miejsce, a w sezonie 1974/75  skończył rozgrywki na 3 miejscu. Można by było pomyśleć, że jesteśmy na jakiejś karuzeli, która zamiast się kręcić, chodzi jak winda z góry do dołu i na odwrót. Pomyśleliśmy sobie, jaką huśtawkę nastrojów mieli kibice Piasta w tym okresie. No nic, komputer czasomaszyny przelicza dalej. Sezon 75/76 kończymy na 2 miejscu, ale awansu nie udało się uzyskać. Rok później ponownie mamy drugie, ale o ile za pierwszym razem straciliśmy do lidera 9 punktów, to w tym wypadku było tych oczek tylko 5. Skoro przyszły świetne wyniki w lidze, w następnym sezonie musiał pojawić się słabszy. Zajęliśmy 9 miejsce z najmniejszą możliwą przewagą nad pozycjami do spadku bo zaledwie punktu. Jak się potem okazało, do końca tej dekady zajmowaliśmy miejsca w  połowie tabeli.

Polityka a Piast w latach 80 tych.

Niespodziewanie nasz komputer zatrzymał się w latach 80 tych XX wieku. Algorytmy wskazywały ważny czas dla polskiego futbolu, ale my doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co się święci. Nadeszły ciężkie lata 80-te. Szybko zaczęliśmy szukać jak Stan Wojenny wpłynął na Piasta i rozgrywki krajowe, ale komputer zawiesił się od natłoku danych. Postanowiliśmy wrócić do dość przestarzałych metod i sięgnąć po książki. Z nich dowiadujemy się, że Piast zagrał w 1978 roku w finale Pucharu Polski, ale przegrał trofeum z Zagłębiem Sosnowiec. Co ciekawe, choć mecz odbywał się w kotle czarownic, to jednak oglądało go zaledwie 5000 kibiców. Tak tak nie pomyliliście się z czytaniem. Zachęceni tym odkryciem, szukaliśmy informacji czy w latach 80 również zagraliśmy w Finale PP i natrafiliśmy na ważną datę 22.06.1983 r.

Piękny finał Pucharu Polski!

Odpaliliśmy maszynę i ustawiliśmy komputer na konkretne wytyczne. Pewni, że wehikuł zatrzyma się gdzieś blisko największego wówczas polskiego stadionu w Chorzowie, niemal przeżyliśmy szok lądując w …. uwaga Piotrkowie Trybunalskim! Patrzymy na murawę, ale o ile jedna drużyna mogła Piasta strojami przypominać, tak druga ubrała się w biało czerwone barwy. Super…pomyśleliśmy. Zamiast oglądać Finał Pucharu Polski, ten złom wysłał nas na jakiś sparing Polski z Islandią czy nie wiadomo kim. Patrzymy na twarze Biało czerwonych, ale zaraz nas olśniło. No przecież tu nie ma Bońka, Buncola, Młynarczyka, Smolarka i s-ki, tylko jacyś inni piłkarze.  Pytamy się jakiegoś tubylca, czy to właśnie tu jest rozgrywany Finał, a on pewnie skinął głową. Mówi tak. Dziwię się Panom redaktorom z Radia, że Panowie nie wiedzieliście o tym. Od dłuższego czasu media informowały wszystkich, że to właśnie tu rozegrany zostanie Finał. Zagraliśmy znowu śpiewkę z delegacją w ZSRR i na szczęście uniknęliśmy innych od gościa pytań! Zaczął się mecz.

Widowisko czas zacząć.

Od samego początku widać było, że Gliwiczan paraliżowała stawka spotkania, bo więcej z gry mieli Lechiści. Swoją przewagę udokumentowali zdobyciem bramki w 9 minucie, po dość przypadkowej wrzutce z rogu w pole karne.  Patrzyliśmy z uwagą, czy Piast odpowie jakiś zmasowanym atakiem, ale te nie następowały. Co gorsza, bardziej konkretni byli gdańszczanie. Kowalczyk minął Mirka w polu karnym i strzelił obok bezradnego bramkarza Piasta. Mamy 0:2 w 39 minucie i mówimy no to po herbacie. Nie ma przecież nic gorszego, niż stracić drugiego gola tuż przed przerwą! Tymczasem niespodziewanie ten drugi gol zmobilizował Piasta zamiast go załamać! Zmieniło się na lepsze w drużynie Piasta, bo piłkarze Niebiesko-czerwonych szybko usiedli na rywalu. Koronkowe akcje i ciekawe zagrania ofensywne cieszyły oko, ale efektu spodziewanego nie dawały! W końcu przyszła 43 minuta i piłkarza Niebiesko-czerwonych w polu karnym nieprzepisowo zatrzymał obrońca rywali. Jedenastkę skutecznie wykończył kapitan Piasta a z głośnika usłyszeliśmy, że to był Kałużyński! Krótko potem sędzia zagwizdał po raz ostatni w pierwszej połowie. Trochę zawiedzeni wynikiem zamawiamy jakieś bistro, napoje i zamiatamy czym prędzej na trybunę.

Połowa niewykorzystanych szans!

II połowa  zaczęła się od ataków Piastunek, chcących szybko odrobić straty. Raz po raz szły ataki na bramkę Fajfera i niektórzy mogli już na stadionie być pewni tego, że w końcu nasi wyrównają. Próbowali pokonać bramkarza Lechii a to Kałużyński, a to uważany za najlepszego wówczas piłkarza Piasta Marek Majka! Futbolówka jednak w tym dniu do bramki wpaść nie chciała. Mijały minuty, a gdańszczanie umiejętnie się bronili i wyprowadzali kontry. Siedzieliśmy na trybunie i nerwowo patrzyliśmy na plac, choć przecież z historii wiemy, jak spotkanie się skończyło. Chcieliśmy jednak co zrozumiałe zobaczyć mecz do końca i nie zawiedliśmy się. W 60 minucie Lechia przeprowadziła atak po którym Grembocki nabił rękę Kałużyńskiego. Do jedenastki podszedł Salach i gdy pogodzeni z losem widzieliśmy już futbolówkę w siatce, ten zwyczajnie w bramkę nie trafił! Kibice Piasta poderwali się jeszcze raz i zaczęli jeszcze silniej kibicować zespołowi. Piłkarze Piasta atakowali  śmiało do ostatniego gwizdka, ale wyniku nie udało im się już odwrócić! Lechia zasłużenie podniosła Puchar, a jednym z jej bohaterów ogłoszono młodego wówczas Grembockiego. Zamiast jednak wyjść ze stadionu zostaliśmy jeszcze, aby posłuchać wywiadu z bohaterami spotkania.

Powiedzieli po meczu.

O to co powiedział dziennikarzom Grembocki.  Trener w finale wystawił mnie na lewą pomoc, pozycję, na której wcześniej nie grałem. Miałem pilnować Marka Majkę, najlepszego gracza Piasta. Mieliśmy też bardzo wiele szczęścia, bo Piast atakował zawzięcie i często mieliśmy problemy z nimi w polu karnym. Niestety  piłkarze Piasta nie byli skorzy do rozmów. Zachowaliśmy za to jednak zdjęcie Piastunek z tego spotkania.

Stoją od lewej: Trener. Teodor Wieczorek, masaż. Marek Mazur, Marian Brzezoń, Adam Wilczek, Andrzej Śliz, Andrzej Kloza, Ryszard Kałużyński, Henryk Tkocz, Tadeusz Pawlik, Marcin Żemaitis, Jan Ulman, Jerzy Apostel.
Klęczą od lewej: Zbigniew Żurek, Marek Majka, Gerard Dusza, Cezary Piętka, Jan Szczech, Jan Mirka, Marian Czernohorski, Henryk Pałka

Mecz skończył się, a my wróciliśmy do naszej machiny! Uruchomiliśmy komputer i nastawiliśmy go  na przeliczanie danych z lat 80 tych.

Nic nie zapowiadało zjazdu.

Przede wszystkim chcieliśmy dowiedzieć się jak to się stało, że Piast wpadł w tak poważne kłopoty pod koniec XX wieku. W tym celu ustawiliśmy wytyczne na pierwszy sezon po finale w Piotrkowie i wprowadziliśmy koordynaty czasowe na maj 1985. Wróciliśmy do Gliwic. Chodzimy po mieście jakże innym niż wtedy gdy odwiedzaliśmy go w latach 1945 i 1964! Po ulicach zasuwają maluchy, polonezy, prawie wpakowała się na nas milicyjna Nyska! Oczywiście przepraszamy władzę, bo nie chcemy żadnych kłopotów i idziemy do kiosku kupić Nowiny czy może jakieś inne gazety. Szukamy nagłówków w części sportowej i odnajdujemy kolumnę dotyczącą Piasta. Otóż okazało się, że chłopaki zajęli 7 miejsce z 8 punktową stratą do lubinian, którym przypadł awans na najwyższy szczebel. Myślimy sobie, stara śpiewka, bo znowu mamy pecha i nie możemy awansować. Wróciliśmy do wehikułu.

Fabryka czołgów i sprzętu wojskowego na ratunek.

Tym razem postanowiliśmy przenieść się do końca lat 80 tuż przed przejęciem władzy przez Solidarność i lądujemy w maju 1989 roku. Nie przestajemy badać przyczyn powolnego upadku klubu i znowu kupujemy gazetę. Szukamy Piasta w kolumnie opisującej II ligę, ale go tam nie znajdujemy. Pytamy się sprzedawcy, czemu nie ma klubu w rubryce, a on na to…Panowie co wy z księżyca zlecieli. Piast spadł rok temu do trzeciej ligi. Będzie grał od tej pory w niższej klasie rozgrywkowej. Poza tym Panowie, teraz klub ma problemy finansowe i nie wiadomo czy z nich się wykaraska. Ponoć Bumar i wojsko chce prowadzić klub, ale nikt nie wie, co z tego wyjdzie. Podziękowaliśmy za te informacje i postanowiliśmy więcej dowiedzieć się na temat tego tworu. Idziemy pod siedzibę klubu i pytamy jednego z zawodników, jak on widzi te ewentualne zmiany. Jeżeli o mnie chodzi, to zgodzę się na każdy krok, oby tylko sytuacja finansowa była lepsza. Pokładamy więc duże nadzieje w tym projekcie. Z kolei na nasze pytania o ambicje Piasta odpowiedział tak. Ze swej strony zrobimy wszystko co możliwe, aby dać kibicom radość i przywrócić klubowi jego świetność!

Katastrofa roku 1992.

Wróciliśmy do wehikułu pełni smutku i żalu. Niby oczywiście wiedzieliśmy co się święci, ale jednak miłość do klubu sprawiła, że kilku z nas poszła z oka łza! Sprawdziliśmy jeszcze naprędce co internet czyli nasz komputer pokładowy mówi na temat  kolejnego sezonu i wtedy dowiedzieliśmy się, że sekcja piłkarska właściwie przestała istnieć. Zespół spadł do jeszcze niższej klasy rozgrywkowej i de facto został rozwiązany. Z powodów finansowych nikt już nie chciał utrzymywać sekcji piłkarskiej, skoro inne szermiercza, lekkiej atletyki odnosiły niemałe sukcesy! Nie pozostało nam już nic innego, jak od razu ustawić daty na rok 1997!

Jak feniks z popiołów.

Zatem lądujemy w Gliwicach w 1997 roku i idziemy od razu dowiedzieć się czegoś o restauracji Piasta. W drodze do znanej nam Alei Przyjaźni mijamy kolejne ulice jedne nam znane inne natomiast nie i tak docieramy do siedziby klubu. Nie ma co ukrywać, że tej samej, którą odwiedziliśmy w 1945 roku. Wchodzimy do budynku! Po korytarzach snują się różni ludzie. Ten wbija do tego pokoju, inny do drugiego. W powietrzu czuć uniesienie i poczucie czegoś wielkiego, co za chwilę tu się dokona. Już raz coś podobnego przeżywaliśmy w 1964 podczas pamiętnej fuzji trzech sportowych ośrodków. Wreszcie ktoś zainteresował się też i nami, bo usłyszeliśmy dość agresywne a Panowie czego tu szukają? No cóż, wiedzieliśmy że nasz stary fortel z delegacją do ZSRR tym razem nie wypali i dlatego postanowiliśmy być bardziej wiarygodni. Dlatego też odpowiedziałem w ten sposób. Dzień dobry, jesteśmy grupą studentów Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego i poznajemy liczne placówki na terenie Województwa. Naszej grupie akurat przypadło poznanie organizacji sportowych na terenie Gliwic. Widać nasza ściema chwyciła, bo gość momentalnie spotulniał i powiedział tak. A rozumiem, w takim razie możecie się tu u nas rozejrzeć, ale nie przeszkadzajcie nikomu na górze.  Złożyliśmy więc także w duchu przyrzeczenie, że jednej z najważniejszych w historii Piasta chwil nie storpedujemy i zaczekaliśmy na to, co ma się za jakiś czas stać.

Co jednak stało się potem, opowiem już w następnej części.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Udostępnij

O autorze

Jestem gościem, którego największym sukcesem było poznać liczącą ponad 5 tys lat Historię różnych Cywilizacji na Świecie i nie zwariować. Piszę sobie w Piastinfo i od czasu do czasu komentuję mecze!

?>