W piątkowym spotkaniu Piast wybrał się do Grodziska Wielkopolskiego, aby zmierzyć się z drużyną Warty Poznań. Od powrotu zespołu z Poznania do Ekstraklasy Piast z drużyną prowadzoną aktualnie przez trenera Szulczka jeszcze nie wygrał. Jednak w ostatnim spotkaniu udało mu się odczarować dotychczasową złą passę.
Drużyna Piasta rozpoczęła mecz w typowym dla siebie stylu – a więc od wysokiego doskoku połowie rywali. W praktyce jednak z prób Piasta niewiele wynikało. Co więcej oba zespoły zaprezentowały w tym spotkaniu styl nie pasujące do ich aktualnie zajmowanych miejsc w tabeli. Zwłaszcza postawa drużyny z Gliwic mogła martwić kibiców. Piast wciąż walczący w korespondencyjnym pojedynku z Lechią o czwarte miejsce w pierwszej połowie nie oddał chociażby ani jednego strzału (!!!) w kierunku bramki gospodarzy.
Gliwiczanie byli wręcz całkowicie bezradni przez większość pierwszej połowy spotkania. Zdobyli co prawda gola po nieudanej próbie interwencji Łukasza Trałki. Jednak bramka ta była bardziej efektem kumulacji szczęścia, niż długofalowych starań zespołu. Jednocześnie los dopisał również zespołowi Warty, gdy pomimo nieudanego strzału Szymonowicza (po wcześniejszej spektakularnej interwencji Placha) sędzia postanowił odgwizdać spalonego. Wydaje się jednak, że sytuacja ta mogła być dwojako interpretowana. Nasuwa się wręcz stwierdzenie, że gdyby sędzią spotkania był ktoś inny, niż Daniel Stefański faul ten mógł nie być wcale odgwizdany.
Mimo tego wynik do przerwy nie odzwierciedlał w najmniejszym stopniu przebiegu spotkania. O ile sam rezultat był w pełni sprawiedliwy, o tyle pierwsza odsłona spotkania powinna zakończyć się bezbramkowym remisem. Co więcej to spotkanie było optymalnym momentem do ucięcia sobie drzemki po całotygodniowym trudzie. Zapewne wielu postronnych kibiców skorzystało z tej okazji i żaden z nich nie powinien tej decyzji żałować.

Fortuna kołem się toczy
W większości poprzednich spotkań pomiędzy Piastem a Wartą to drużyna z Poznania była zespołem, któremu sprzyjała fortuna. Co prawda w pierwszym historycznym meczu na najwyższym poziomie rozgrywkowym oba zespoły podzieliły się punktami. Jednak w kolejnych meczach to Poznaniacy wygrywali w sprzyjających okolicznościach. W zeszło sezonowych zmaganiach Piast, a właściwie Jakub Czerwiński, podarował gościom trzy punkty. Z kolei w ostatnim spotkaniu głęboko broniąca się Warta wykonała jeden groźny atak zakończony golem Zrelaka. Tymczasem w piątkowym spotkaniu to dzięki szczęśliwym okolicznościom Piast mógł dopisać do swojego dorobku komplet punktów. Najpierw Łukasz Trałka niefortunnie przeciął podanie Holubka myląc tym samym własnego bramkarza. Drugi raz szczęście uśmiechnęło się do Piasta w końcówce spotkania, gdy interwencja jednego z obrońców pozwoliła na zmianę trajektorii strzału Martina Konczkowskiego, który zakończył się zwycięską bramką dla drużyny z Gliwic.
W międzyczasie swój snajperski instynkt pokazał jeszcze Alberto Toril, który poszedł za strzałem Michała Chrapka i dobił piłkę obok bezradnego bramkarza gospodarzy. Hiszpan w tym spotkaniu zastąpił w drugiej połowie kontuzjowanego Kamila Wilczka i wypadł co najmniej dobrze. Pokazał ogromną ambicję i zaangażowanie, które charakteryzują go od początku przygody na polskich boiskach. Jednocześnie hiszpański napastnik poczynił widoczne postępy w grze tyłem do bramki. O ile w swoich pierwszych spotkaniach przegrywał pojedynki z większością rosłych obrońców rywali, o tyle w ostatnich spotkaniach sprawiał rywalom znaczne problemy. Należy wręcz przyjąć, że u tego zawodnika wciąż pozostaje znaczny margines do rozwoju i w przyszłości może przynieść Piastowi jeszcze wiele korzyści.

Mecz inny niż wszystkie
Druga połowa spotkania uwidoczniła jednak różnicę w jakości obu zespołów. Po przerwie Piast przyspieszył znacznie grę, czym zaczął sprawiać Warcie coraz więcej kłopotów. Gliwiczanie oddali w drugiej odsłonie meczu 7 strzałów, z czego trzykrotnie w światło bramki. Jednocześnie co mogło zadziwić wielu mniej uważnych obserwatorów Piast miał coraz więcej problemów w grze obronnej. Efektem tego była druga bramka dla gospodarzy strzelona przez Adama Zrelaka. Słowacki napastnik wykorzystał gapiostwo Tomasa Huka i pewnym uderzenie pokonał Frantiska Placha.
Słowacki obrońca był jednym z najsłabszych punktów Piasta podczas tego „widowiska”. Wydaje się wręcz, że zdecydowanie mniej pewnie czuje się na pozycji środkowego obrońcy, niż defensywnego pomocnika. Jednocześnie trener Fornalik mający w odwodzie Reinera i powracającego powoli do zdrowia Munoza powinien zastanowić się nad zastąpieniem Słowaka wieżowcem rodem z Austrii. Reiner wyglądający bardzo dobrze w poprzednich spotkaniach dał „Kingowi” argumenty do stawienia na właśnie tego zawodnika. Jednak znając niechęć trenera do zmian personalnych po wygranych spotkaniach mimo wszystko zmiana taka wydaje się niestety mało realna.
Drugim zawodnikiem, który w naszych oczach nie sprostał postawionym mu zadaniom był Michał Kaput. Defensywny pomocnik sprowadzony zimą z Radomiaka Radom spędził co prawda na boisku 80 minut, jednak w naszym odczuciu nie dał argumentów do rozpatrywania go jako podstawowy zawodnik. Kaput zwalniał grę zespołu, a jego próby kreowania akcji kończyły się w większości przypadków fiaskiem lub prostymi stratami ( według portalu Sofascore zaliczył ich aż 17).
Spotkanie z Wartą było jednak tylko preludium do niedzielnego spotkania z Lechem, które może zaważyć albo na mistrzostwie Polski dla kolejorza, albo pucharach dla Piasta. Z tego względu zachęcamy wszystkich kibiców do udziału w tym spotkaniu!
